Od strony Pískového wzgórza przyleciała pustułka Toniczka, usiadła na gałęzi i zanim zdążyła się odezwać, wyprzedził ją Havránek:
„,Toniczko zostań w powietrzu, chyba nadeszło trzęsienie ziemi!“
„To nie trzęsienie ziemi, to olbrzym Dohnát!“ Szczebiotała pustułka. „Zszedł z gór Izerskich nie wiadomo dlaczego,i położył sie na łące koło Jitravy. Dlatego tak zadudniło. Wypłoszył wszystkie zwierzęta w okolicy a wieśniacy uciekli w strachu do lasu!“
„Olbrzym miał by zostać w górach tam nie zrobi nic złego. Ale po co przyszedł tutaj? Pujdę się go zapytać.“ Powiedział Havránek i wyruszył w kierunku Jitravy.
Zatrzymal się koło Górnych skał i nasłuchiwał. Usłyszał krzyk dziecka:„Ratunku! W nogi, olbrzym!“
Zszedł niżej i zobaczył jak w jego kierunku po stronie z Piaskowegowzgórza biegnie grupa dzieci z Górnego sedla. Dzieci chciały nazrywać swoim mamom pachnące konwalje, które rozkwitły w dolinie za wzgórzem.
„Jeszcze bym wybaczył kdyby olbrzym wystraszył stado dzików, ale dzieci, to nie!“ powiedział Havránek i udał się w stronę Kozich gór. Skręcił w prawo za skalistymi szczytami, aż doszedł do wielkich, okrągłych Białych kamieni. Wdrapał się na największy z nich aby mieć dobry widok od łąki z olbrzymem aż do wioski Jitrava.
„Co Ty tu robisz?!“ Powiedział do olbrzyma. „Kiedy wybierasz sie na wycieczkę, przynajmniej stąpaj ostrożnie. Z każym Twoim krokiem podskakują wszystkie skały w Łużyckich górach! Raczej wracaj do domu.“
Olbrzym Dohnát popatrzył na Havránka i przemówił grzmiącym głosem.
„Nigdzie nie idę, podoba mi sie tutaj.Najbardziej podobają mi się kamyki na których stoisz.Są idealnie okrągłe. Będę nimi grał w kulki!“. Wstał, wbił piętę wśrodek łąki i trzykrotnie sie na niej obrócił, żeby zrobić dołek. W trawie powstała jama do której wpadł by koń z całym wozem.
„Spójrz, co zrobiłeś?. Jak teraz rolnik Doubrava będzie kosił łąkę, kiedy na środku zrobiłeś mu taką wielką jamę.“ Powiedział Havránek trochę łagodniejszym tonem, bo wiedział, że to co dla nas ludzi wygląda jak wielka dziura, ale dla olbrzyma jest malutką dziurką. „Poza tym jest tu z górki. Poruszysz jednym kamieniem, on się stoczy do wioski i zniszczy tam wszystkie chałupy!“
„Nie potoczy się do wioski, kiedy trafię nim do jamy!“ ZagrzmiałDohnát i już kucał żeby zacząć rzucać.
„A co będzie kiedy nie trafisz?“ Zapytał Havránek
„Jak nie spróbuję to się nie przekonam.“ Odpowiedział lekceważąco olbrzym.
Oj było źle.Teraz każda rada była cenna. Nagle zawiał wiatr od skał wprost Havrankovi pod nos, poznał zapach wiosennego miodu. W oczach pojawił mu się błysk i zagwizdał na pustułkę, która między tym wszystko widziała z bezpiecznej wysokości. Toniczka ostrożnie sfrunęła na dół, żeby olbrzym jej nie zauważył i usiadła Havrankovi na ramię. Ten jej szepnął coś do ucha a ona znowu odleciała w stronę Popowej skały. Przypomniał sobie Havranek o dzikich leśnych pszczołach, które mialy gniazdo w dziupli starej sosny, która nazywała się Tobiaszowa. Dostawał od nich regularnie miód dla cukiernika Karmelki, który miał cukiernię w Hradku na rynku. Ten z niego piekł piernik, który był znany w całej okolicy swoim zapachem i słodkością. Sprzedawał się na wszystkich straganach od Varnsdorfu aż do Liberca. Karmelka wychwalał miód z Tobiaszowej sosny gdzie tylko chodził, bo dzieki niemu interes kwitł w najlepsze. Przecież Havránek dbał o pszczoły jak o cenny skarb. Wiedział, że jedynie użądlenie pszczół może przegonić olbrzyma.
Tym czasem olbrzym wygodnie klęknął lewym kolanem do piasku a prawym okiem celował, który piewszy z Białych kamieni wpadnie do dołku. Wydawało się, że już nikt go nie powstrzyma, kiedy nagle nad Kozimi górami zahuczało jak w zamkowym ulu. Zbliżał się rój pszczół z Tobiaszowej sosny wyglądał jak chmura burzowa, kiedy olbrzym ślinił sobie palce żeby dobrze rzucić wleciały mu pod koszule.
„Auć, auć, auć! Jezusiczku co mnie tak strasznie gryzie?!“ Jęczał olbrzym, ale już nie gromkim głosem. Wstał i zaczął przeskakiwać z jednej nogi na drugą, żeby wypędzić diabelską moc spod koszuli . Kiedy zdał sobie sprawę, że mu się nie uda zapomniał na kulki i na Havranka i pobiegł w kierunku Białego Kościoła, próbując uciec przed cierpieniem. Przy każdym jego kroku podskakiwały dachy na chatach w Jitrawie. W dolinie jedym krokiem przekroczył rzekę Nysę i pędził co mu sił starczyło na górę między Białym Kościołem i Chrastawą. Za Vítkovem zniknął Havránkovi z oczu. Tylko ziemia pod nogami jeszcze się trzęsła od jego olbrzymich kroków. Jak już dudnienie skończyło, wrócił rój i dwa razy zakołował nad głową Havranka na znak, że zadanie zostało wykonane. Potem pszczoły pomału wzniosły się i zniknęły nad lasem.
„Myślę, że olbrzyma Dohnáta już nigdy nie zobaczymy. Użądlenie pszczoły jest gorsze niż atak niedźwiedzia,“ zaśmiał sięHavránek i spokojnie patrzył, jak ludzie wracają z lasu do Jitravy. Wracając lasem do Kruczych gór, wszędzie było słychać wesoły ptasi trel , aż Havranek zaczął pogwizdywać w rytm. Nagle mu zaburczało w brzuchu a on zdał sobie sprawę, że jeszcze dzisiaj nic nie jadł.
„Zgłodniałem przez tego olbrzyma.“ Powiedział do siebie. „Ale co ja zjem na śniadanie? Już wiem! Przecież chleb z miodem z sosny Tobiasza!“